No i stało się to co przewidywałam skończy się zastrzykami :(. Miśka oczywiście niezbyt skora do współpracy choć próbowała ale niestety podanie skończyło się prawie wymiotami. Od razu jak poczuła w buzi antybiotyk zaczęła pluć, zaciskać zęby aż w końcu ją zaniosło i myślałam, że zwymiotuje. W poniedziałek jedziemy znów do lekarza i zobaczymy czy przepisze jej zastrzyki czy będziemy podobnie jak w lutym leczyć przez miesiąc zapalenie oskrzeli inhalacjami i bańkami. Miśka ma to chyba w genach po tacie bo on też na widok syropu ma odruch wymiotny, eh masakra normalnie. A Tośka ona to ma gdzieś mimo iż z początku nie chciała przyzwyczaiła się i nie ma już problemu.
Ranysiu, zdrowiejcie w tempie ekspresowym :(
OdpowiedzUsuńnie zazdroszcze... u mnie jak jedna chora, to druga placze, ze syropu nie dostaje...
OdpowiedzUsuńu nas jest podobnie... Szczgólnie z syropami tymi bardziej zawiesistymi.
OdpowiedzUsuńOj Wy biedaki macie się z tymi chorobami. Życzę zdrówka :)
OdpowiedzUsuńBiedna. Antoska jak jest chora to sama upomina się o syrop, a jak jakis lek jest niedobry to mówi, że jej nie smakuje i czy może popić herbatką. Chociaż z tym mam dobrze. Życze wyrtwałości.
OdpowiedzUsuńBoze szkoda mi was wiem jak to jest moj brat tez ciagle choruje moja mama juz ma dosyc jest wykonczona, moj syn tez jest wlasnie od dzis chory wykryto u niego pseudo-kruppa. straszne Zycze zdrowka i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńhttp://blogowniamamusiek.blogspot.de/